Chodzić po wodzie
„Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie!” (Mt 14,28)
Nasze rozważanie w poprzednią niedzielę zakończyliśmy zdaniem: Chrześcijanin bez Chrystusa jest niczym. Chrześcijanin z Chrystusem odnosi pełne zwycięstwo. (Por. Rz 8,35.37-39)
Dzisiaj w Ewangelii znajdujemy praktyczne potwierdzenie tej prawdy.
Jezus zostaje, by odprawić tłumy, a później sam udaje się na górę, aby się modlić. Uczniowie zaś są w łodzi, oddaleni już daleko od brzegu, płyną z trudem, bo wiatr jest przeciwny. W dodatku mamy noc. I to jeszcze tę część nocy, gdy najtrudniej czuwać; między godziną trzecią a szóstą.
Właśnie wtedy – o czwartej straży nocnej – uczniowie widzą kogoś, kto idzie po jeziorze. To chyba naturalne, że się przestraszyli; że krzyczeli; że myśleli, iż widzą zjawę.
I wtedy Jezus daje im się rozpoznać. Uspakaja ich: „Odwagi! To ja jestem, nie bójcie się!” (Mt 14,27)
Reakcja Piotra była natychmiastowa. Zresztą on zawsze był „w gorącej wodzie kąpany”.