7 Niedziela Zwykła C (2025)
1 Sm 26,2.7-9.12-13.22-23; Ps 103; 1 Kor 15,45-49; Łk 6,27-38
Nasz problem z miłością
No i mamy problem…
I nawet nie ten, że nie znamy słów dzisiejszej Ewangelii. Bo my chyba jeszcze znamy…
Chociaż i to może być już problemem. Bo Jezusowe wezwania: Miłujcie waszych nieprzyjaciół (Łk 6,27) … Jeśli cię ktoś uderzy w policzek, nastaw mu i drugi (Łk 6,29) … Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni (Łk 6,37) … Odmierzą wam taką miarą, jaką wy mierzycie (Łk 6,38) … zapisały się co prawda na stałe w kulturze. Ale mówimy o kulturze chrześcijańskiej, a ta chyba jest dzisiaj w odwrocie… Wielu ludzi więc pewnie już tych wezwań nie usłyszy… Ale to chyba nie jest jeszcze nasz problem?...
Nasz problem ma bowiem wymiar bardziej praktyczny. My te wszystkie Jezusowe wezwania – mniej lub więcej – znamy. Słyszeliśmy je zapewne wiele razy. Ale czy je realizujemy?...
Jezus mówi, że za miłowanie tych, którzy nas miłują nie należy się nam wdzięczność. (Por. Łk 6,32-34) A przecież nawet i ta miłość, na co dzień wcale nie jest łatwa. I wiele powstaje napięć, i rodzą się często nikomu nie potrzebne – często bezsensowne - kłótnie. I nie zawsze jest łatwo dobrem za dobro wynagradzać. Dobro bowiem traktujemy jako oczywiste; coś co nam się należy. Ale samemu dawać dobro, to już znacznie trudniej…
Ale Jezus nie mówi: Kochajcie tylko tych, którzy was kochają… Dobro czyńcie tylko tym, którzy wam dobrze czynią. Jezus stawia poprzeczkę znacznie wyżej… Czy w ogóle można ją osiągnąć?...
Miłujcie waszych nieprzyjaciół; dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą (…) (Łk 6,27)
A my chcielibyśmy odpowiadać tym samym – pięknym za nadobne – ot: Oko za oko, ząb za ząb (Por Kpł 24,20). A może jeszcze dodać trochę więcej – tak na wszelki wypadek - żeby pokazać swoją siłę.
(…) błogosławcie tym, którzy was przeklinają, i módlcie się za tych, którzy was oczerniają. (Łk 6,28)
A my tak rzadko błogosławimy, nawet tym, którzy nam błogosławią. I obmawiamy - a często nawet oczerniamy – tylko po to, by komuś zaszkodzić; lub by siebie pokazać w lepszym świetle. Ale jak nas ktoś źle mówi, to za niego się nie modlimy.
Jeśli cię kto uderzy w policzek, nadstaw mu i drugi. (Łk 6,29)
A dla nas nastawienie drugiego policzka jest wyrazem frajerstwa i jeżeli tylko to możliwe, odpowiedzielibyśmy „prawym sierpowym”.
Jeśli zabiera ci płaszcz, nie broń mu i szaty. Dawaj każdemu, kto cię prosi, a nie dopominaj się zwrotu od tego, który bierze twoje. (Łk 6,29-30)
Ale tak się przecież nie da. W życiu trzeba być wyliczonym, a swoje należy odebrać. Najlepiej z nawiązką…
Jak chcecie, żeby ludzie wam czynili, podobnie wy im czyńcie. (Łk 6,31)
Jasne: nam powinni inni ludzie czynić dobrze! Ale my innym?... A to już nie jest takie oczywiste…
Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni (…) (Łk 6,37)
Tylko, że tak jest najłatwiej. Zobaczyć nawet źdźbło w oku brata, osądzić i potępić. Nie liczy się, że nie znamy wszystkich uwarunkowań. Nie ważne jest, że może sami w oczach nosimy belki. (Por. Łk 6,41-42) Osądzanie i potępianie wychodzi nam świetnie. Jesteśmy wręcz specjalistami w tej dziedzinie. Profesury moglibyśmy robić…
(…) odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone. (Łk 6,37)
Ale tu nasza specjalizacja się kończy. Krzywdy nam wyrządzone pamiętamy długo; żeby nie powiedzieć wiecznie. Urazy chowamy głęboko w sercu. A często nawet nie dpopuszczamy do siebie myśli, że przebaczenie byłoby w ogóle możliwe. Pozostaje więc ono dla nas czystą abstrakcją.
Odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy mierzycie. (Łk 6,38)
Jak się tak dobrze zastanowić - stając w prawdzie przed sobą i przed Bogiem - to może lepiej jednak: nie. Może lepiej by było, żeby nie sądzono nas weług naszej miary i nie odmierzano nam naszą miarą. Zwłaszca, żeby nie czynił tak Bóg…
Wy natomiast miłujcie waszych nieprzyjaciół, czyńcie dobrze i pożyczajcie, niczego się za to nie spodziewając. (Łk 6,35)
Wysoko zawieszona jest ta poprzeczka. Jakby nie do osiągnięcia. I nic dziwnego, bo miarą naszego postępowania ma być sam Bóg. Bóg, który jest Miłością Miłosierną:
Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny. (Łk 6,36)
On jest dobry dla niewdzięcznych i złych. (Łk 6,35)
Ale jak tak nie umiem…
Nie mogę. Zrozum. Jestem mały
urzędnik w wielkim biurze świata,
a Ty byś chciła, żebym ja latał (…) (Konstanty Ildefons Gałczyński, Notatki z nieudanych rekolkecji paryskich)
Chyba każdy z nas mógłby się podpisać pod tymi słowami poety. Bo rzeczywiście miłość nieprzyjaciół nas przerasta. A być miłosiernym na miarę Boga, to wprost niemożliwe. A jednak…
Po ludzku jest to niemożliwe. Ale nie u Boga. Bo to od Bożego Miłosierdzia trzeba zacząć.
Naszym pierwszym – i najważniejszym – zadaniem jest przyjąć Bożą Miłość. Otworzyć się na nią. Uwierzyć i poczuć, że jesteśmy przez Boga kochani.
A gdy już przyjmiemy Miłość – i na ile przyjmiemy Miłość – będziemy Ją mogli dawać dalej. Zanurzeni w Bożym miłosierdziu będziemy się stawać coraz bardziej miłosierni. I miłość stanie się możliwa. Nawet wobec nieprzyjaciół… Może jeszcze nie doskonale, ale zawsze…
Odkrywajmy więc najpierw, że jesteśmy dziećmi Najwyższego Boga. (Por. Łk 6,35) Na ile będziemy to odkrywać, na tyle będziemy do naszego Taty coraz bardziej podobni. I zrozumiemy, że dziecięctwo Boże jest tą wielką nagrodą (Por. Łk 6,35), o której mówi Jezus. Jest tą nagrodą już teraz. A kiedyś będzie w pełni, gdy zobaczymy Boga twarzą w Twarz i gdy pozostanie już tylko Miłość. (Por. 1 Kor 13,8-13) Amen.
Ks. Bogusław Banach, PMK Mannheim