4 Niedziela Wielkiego Postu, Rok C (2025)
Joz 5,9a.10-12; Ps 34; 2 Kor 5,17-21; Łk 15,1-3.11-32
Miłość Boga
Wydaje się, że dzisiaj mam wyjątkowo proste zadanie. Prawie nic nie trzeba tłumaczyć. Wszyscy znają przecież tę przypowieść. Przypowieść o Synu Marnotrawnym…
Chociaż na początek może powinniśmy jednak dokonać pewnej korekty nazwy. Bo synów w przypowieści jest dwóch – jakże od siebie różnych. A łączy ich postać ojca. Miłosiernego Ojca…
Jest to więc bardziej przypowieść o dobrym ojcu; o Miłosiernym Ojcu… Ostatecznie: O Miłosiernym Bogu.
I na pewno warto jeszcze zwrócić uwagę na kontekst, w którym ta przypowieść została powiedziana.
To niejako obrona Jezusa przed zarzutem, że celnicy i grzesznicy do Niego przychodzą, by Go słuchać. Więcej nawet, by z nim „jadać”. (Por. Łk 15,1-2)
Odpowiadając na te zarzuty Jezus opowiada między innymi właśnie przypowieść o Miłosiernym Ojcu. O Bogu, który nie chce śmierci grzesznika, ale by się nawrócił i żył… (Por. Ez 18,23)
A treść tej przypowieść wszyscy już znają. Wszyscy wiedzą, że młodszy syn zapragnął majątku i wolności... Pewnie sądził, że u ojca jego prawa są ograniczone. Poszedł więc w świat, by szukać szczęścia na własną rękę.
Ale pogubił się w tym świecie… I roztrwonił wszystko…
A później był głód, więc najął się, by paść świnie. To nawet dla nas brzmi już nie najlepiej, a w uszach Żyda - dla którego świnia jest zwierzęciem nieczystym - to obraz totalnej klęski.
Na dodatek nawet strąków, które były pokarmem dla świń, młodszy syn nie mógł jeść.
Nikt mu ich nie dawał… (Por. Łk 15,16)
I wtedy - gdy był już na samym dnie - młodszy syn przypomniał sobie ojca. I przypomniał sobie o tym, że nawet najemnicy w jego rodzinnym domu mają pod dostatkiem chleba.
Wtedy zapadła ta decyzja:
Zabiorę się i pójdę do mego ojca… (Por. Łk 15,18)
Nie jest łato przyznać się do porażki. Dobrze o tym wiemy. Ale cóż mu innego zostało?...
Zresztą młodszy syn nie liczy na dużo. Żeby choć mógł najemnikiem zostać… (Por. Łk 15,19)
I teraz na scenę wkracza ojciec. Wcześniej nie ograniczył wolności swojego syna. Pozwolił mu odejść… Ale chyba czekał na niego i go wypatrywał, skoro dostrzegł syna z oddali. A gdy dostrzegł, wzruszył się, wybiegł naprzeciw, objął i ucałował. (Por. Łk 15,20)
My spodziewalibyśmy się raczej innej reakcji. Owszem, przebaczyć: tak. Ale wcześniej poczekać. Niech syn przyzna się do błędu; niech wyzna swoją winę; niech się upokorzy…
Tak byśmy pewnie postąpili… Ot, dla zasady… I żeby go czegoś nauczyć…
Zresztą syn też nie spodziewał się takiego przyjęcia przez ojca. I wypowiada wcześniej przygotowaną formułę:
Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie, już nie jestem godzien nazywać się twoim synem. (Łk 15,21)
Odpowiedzią ojca jest miłość…
Suknia, pierścień i sandały oznaczają przywrócenie synowskiej godności. A uczta jest przypieczętowaniem radości ojca z powrotu syna. (Por. Łk 15, 22-25) I pewnie też radości młodszego syna z - niespodziewanego przecież - takiego przyjęcia.
I można by tutaj tę przypowieść zakończyć. Ale jest jeszcze starszy syn…
Starszy syn wraca z pola i nie może pojąć, dlaczego ojciec ucztę wydał na cześć tego, który swój majątek roztrwonił z nierządnicami. (Por. Łk 15,30)
Przecież on – syn starszy - zawsze był przy ojcu i tyle lat mu służył, a ojciec nigdy nie dał mu koźlęcia, by mógł się z przyjaciółmi zabawić. (Por. Łk 15,29)
Tak. Starszy syn zawsze był przy ojcu i mu służył. Ale czy potrafił zobaczyć, że wszystko, co jest ojca też do niego należy?... (Por. Łk 15, 31) Czy potrafił się cieszyć swoim byciem przy ojcu?...
Widzimy, że nie. On nie czuł się synem. On czuł się tylko sługą. I mimo, że trwał przy ojcu, nie potrafił przyjąć ojcowskiej miłości. I zazdrościł młodszemu bratu…
Może i tego odejścia… A na pewno reakcji ojca, po jego powrocie.
I nawet nie wiemy do końca, czy ojciec zdołał przekonać…
Przypowieść o dobrym ojcu… Przypowieść o Miłosiernym Bogu…
Wszyscy tę przypowieść znają. Wiele razy nawiązywały do niej malarstwo i literatura. Wiele razy słyszeliśmy komentarze do niej.
I pewnie nie ma potrzeby wszystkiego wyjaśniać i tłumaczyć. Zauważmy dzisiaj tylko dwie sprawy.
Jeżeli uważnie wczytać się w tekst przypowieści, można zauważyć, że motywem powrotu młodszego syna nie jest wcale miłość do ojca. Ona się prawdopodobnie później pojawiła. Ale młodszy syn wraca, bo jest mu po prostu źle; bo jest na dnie….
Ale nawet taki motyw był dla ojca wystarczający…
To wielka lekcja o Miłości Boga. Miłości uprzedzającej...
To nie dlatego Bóg nas kocha, że my Go kochamy. Ale to my możemy kochać Boga, bo On nas wcześniej ukochał. Nasza miłość jest tylko odpowiedzią; niedoskonałą odpowiedzią. Ale Bogu to wystarczy...
I związana z tym jeszcze jedna ważna prawda: To nie jest tak, że wpierw musimy się stać święci i doskonali, a dopiero wtedy będziemy mogli się zbliżyć do Boga.
Wprost przeciwnie. Właśnie jako słabi i poranieni musimy do Boga przychodzić. Bo tylko On może nas uleczyć. To Jego Miłość przywraca nam godność. Jego Miłość uzdalnia do miłości…
Naprawdę potrzeba nam zrozumieć i przyjąć to bardzo ważne stwierdzenie Jezusa:
Nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem powołać do nawrócenia się sprawiedliwych, lecz grzeszników. (Łk 5,31-31)
I tak przechodzimy do tej drugiej sprawy: Postawa starszego syna. Do niej też nam blisko.
Tak, owszem, przebaczylibyśmy młodszemu synowi... Ale swoje musiałby odcierpieć… I musiałby swoje odczekać… Bo przecież nie można tak od razu…
A z tą ucztą to już mocna przesada…
Nie do końca rozumiemy tę Miłosierną Miłość Boga. Ona nie mieści się w naszym ludzkim pojęciu sprawiedliwości.
Jednak zamiast oburzać się widząc Boże przebaczenie; zamiast zazdrościć innym Bożej Miłości, otwórzmy się na tę Miłość.
Bóg dając ją innym, nic nam nie zabiera. Możemy z niej czerpać, ile tylko chcemy. Jeśli chcemy…
Otwórzmy się na Bożą Miłość. I uwierzmy wreszcie, że jesteśmy dziećmi Bożymi.
W Chrystusie Bóg uczynił nas swoimi przybranymi dziećmi. Bądźmy więc naprawdę dziećmi Bożymi. Przyjmijmy tę godność.
I radujmy się, bo Bóg nas kocha. On nie cofnie swej miłości. Obyśmy tylko potrafili Ją przyjąć. Amen.
Ks. Bogusław Banach, Polska Misja Katolicka Mannheim